Dlaczego warto zostać do końca Mszy św.? – czyli o błogosławieństwie

 

Pośpiech sprawia, że niekiedy człowiek ulega pokusie wcześniejszego opuszczenia Mszy św. w przekonaniu, że pod koniec już „nic szczególnego się nie dzieje”. Tymczasem liturgia Mszy św. kończy się dwoma obrzędami: udzielenia błogosławieństwa i rozesłania. O co chodzi w błogosławieństwie?

Słowo benedicere (łaciński odpowiednik terminu „błogosławić”) składa się z dwóch słów: bene (dobrze) oraz dicere (mówić). Znaczy to: „mówić o kimś dobrze”. Potwierdzać czyjeś życie lub działanie.

Błogosławieństwo praktykowane jest w wielu sytuacjach. Np. rodzice błogosławią dziecko, posyłając je do szkoły, przed udaniem się na nocny spoczynek albo błogosławią dzieci przed obrzędem małżeńskiego ślubowania. Błogosławieństwo rodziców jest znakiem ich życzliwości względem dziecka, ale także swoistą modlitwą rodzica zawierzającego swoje dziecko Bogu. Natomiast błogosławieństwo liturgiczne jest czymś więcej niż modlitwą kapłana zawierzającego Bogu stojących przed nimi ludzi. W liturgii kapłan udziela błogosławieństwa nie w imieniu własnym, ale w imieniu Boga („Niech Was błogosławi Bóg Ojciec...”). To znaczy, że ten obrzęd przekazuje „dobre słowo Boga o obecnych”, łaskawe spojrzenie Boga na przebywających w świątyni. Poprzez liturgiczny znak błogosławieństwa Bóg potwierdza dobre pragnienia, które zostały wzbudzone podczas liturgii, oraz dzieła, do pełnienia których wierni za chwilę zostaną posłani. I umacnia ich, by powierzonym zadaniom sprostali.

Dlatego warto pozostać do końca Mszy św. Ważne, by ten obrzęd błogosławieństwa przeżyć jako rzeczywiste pochylenie się Boga nad życiem każdego, kto we Mszy św. bierze udział.